D.Gray-man — nieco zapomniany tasiemiec

D.Gray-man jest anime z 2006 roku ubiegającym się niegdyś o pozycję w Wielkiej Trójce (One Piece, Naruto i Bleach), tudzież trzech najpopularniejszych tasiemcach pierwszej dekady XXI wieku. Niestety, D.Gray-man nie miał szczęścia i przegrał w walce z o wiele popularniejszym Bleachem, stając się anime poniekąd zapomnianym, mimo że paradoksalnie czekał go podobny los: oba tytuły miały jeden długi sezon trwający kilka lat, by kolejny w formie kilkunastu odcinków wyszedł po ponad dekadzie w usprawnionej oprawie audiowizualnej.
Mimo swego nieoczekiwanego powrotu D.Gray-man ponownie przegrał z Bleachem, gdyż o ile przygody shinigami z pluszowym miśkiem zaoferowały trwający do tej pory długi ARC wojenny, to D.Gray-man, mimo teasowania czegoś podobnego, powrócił tylko w formie jednego 13 odcinkowego sezonu. Jako że pamięć o tym anime praktycznie przeminęła do tego czasu, to raczej nie było co liczyć na wielki sukces tej próby przywrócenia D-Gray-mana do mainstreamu. Brak ogłoszenia kolejnej kontynuacji mimo upływu 9 lat wskazuje, że raczej to nigdy nie nastąpi.
Czym jednakże jest D-Gray-man oraz dlaczego nie zyskał takiej popularności jak Bleach? Osobiście widziałem oba te tytuły, podobnie jak Naruto i One Piece, których recenzje znajdziecie na stronie, dlatego w niniejszej bezspoilerowej recenzji postaram się przybliżyć wam, co moim zdaniem było decydującymi czynnikami do zapomnienia tego bądź co bądź ciekawego anime. Zapraszam na recenzję.
Fabuła
D.Gray-man ma dość prosty zamysł na siebie: mamy świat gnębiony przez tworzącego potwory psychopatę, naprzeciwko którego staje wielka organizacja zwana Czarnym Zakonem, będąca alternatywną wersją kościoła katolickiego. Historia śledzi losy egzorcystów, którzy z wykorzystaniem specjalnych mocy walczą przeciwko potworom znanym jako akuma, tudzież diabły. D-Gray-man skupia się początkowo na trzech, a potem pięciu istotnych fabularnie postaciach, którzy jako drużyna podróżują po świecie eliminując akumy. Ostatecznym celem ma być zebranie 109 fragmentów Niewinności mającej zapewnić Zakonowi zwycięstwo.
W tle dochodzi także do rozwijania się licznych wątków pobocznych lub ukrytych wątków głównych mających mieć znaczenie dopiero w znacznie późniejszej części historii, w tym nawet kontynuacji wydanej w 2016 roku. Najważniejszym z tych wątków jest przekleństwo ciążące na protagoniście, będące skutkiem działań głównego złola. Jest on o tyle istotny, że motywuje działania protagonisty mającego personalną vendettę przeciwko dowódcy wroga. Całość fabularna jest głębsza, niż to się wydaje na pierwszy rzut oka, ale nie mogę o tym mówić, gdyż byłyby to poważne spoilery.

Postacie
Protagonistą D.Gray-man jest nastoletni chłopak imieniem Allen Wallker. Dołącza on do Czarnego Zakonu, dysponując przeklętym ramieniem, które zamierza wykorzystać do walki z akumami i władającymi nimi Hrabią Tysiąclecia (Sennen Hakushaku). Nawiązuje on przyjaźń z Lenalee Lee i Yuu Kandą, tworząc dość silną i skuteczną drużynę. Później do naszej grupy bohaterów dołącza jeszcze dwójka istotnych postaci. Pierwszym jest niejaki Lavi pracujący dla starca Bookmana, a drugiego nie będę opisywać, gdyż zjawia się w anime dość późno.
Każdy z naszych bohaterów jest inny i walczy z akumami w inny sposób. Allen to typowy protagonista anime typu battle shounen, skupiający się na sile swojego ramienia. Yuu to samuraj dupek posługujący się mieczem. Lavi dysponuje wielkim młotem, a Lenalee używa swoich stóp do pacyfikacji wrogów. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Ogólnie postacie nie są czymś wyjątkowym i o ile można je lubić, to często zwyczajnie irytują. Wielu przypomina schematyczne i znane nam z innych anime postaci, a do tego widać pewną inspirację Naruto. Sam, siadając do recenzji, nie pamiętałem zupełnie imion postaci prócz Allena i Lenalee, z czego Lavi jest dla mnie dość niewyraźny i nudny, a Yuu tylko mnie irytuje. Prócz nich mamy plejadę innych postaci, z których część przewija się co jakiś czas na ekranie, gdy inni są raczej jednorazowymi gośćmi.

Oprawa audiowizualna
Pod względem audiowizualnym D.Gray-man prezentuje się naprawdę przeciętnie, nawet jak na 2006 rok. Anime nie jest brzydkie i nawet współcześnie trzyma poziom, aczkolwiek nigdy nie było to nic zapierającego dech w piersiach jak One Piece, Naruto czy właśnie Bleach, choć temu ostatniemu raczej najbliżej do D.Gray-mana. O ile muzyka jest tylko ok, to muszę pochwalić aktorów głosowych, bo postacie brzmią fenomenalnie i nie mam im nic do zarzucenia. Fakt, czasem pojawiały się słabsze sceny, ale to było na tyle rzadkie, że nawet nie mogę podać jakiegoś przykładu. Warto jednak zaznaczyć, że pod względem openingów anime zawsze stało na wysokim poziomie, z czego pierwszy jest już prawdziwym klasykiem.

Podsumowanie
D.Gray-man to tasiemiec battle-shounen mający 103 odcinki w pierwszym sezonie i kolejne 13 w drugim. Ukazały się one kolejno w 2006 i 2016 roku. Oglądałem ten tytuł po Wielkiej Trójcy i paru innych tasiemcach pokroju Fairy Tail, wcześniej nie słysząc o nim żadnych informacji. Powodem była niska popularność, pomimo zacnych średnich ocen na MAL i Aniliście. Tytuł ten przepadł poniekąd w historii, stając się jednym z licznych klasycznych tasiemców, o których mało kto już pamięta, zwłaszcza jak nie siedzi głęboko w tej popkulturze.
Dlaczego D-Gray-man nie został zapamiętany lepiej i nie otrzymuje kolejnych kontynuacji, jak Bleach, czy biedne Naruto, które powinno zdechnąć wraz z końcem Naruto Shippuuden? Powodem jest materiał źródłowy. Manga ukazuje się od 2004 roku, ale z powodu zdrowia autorki często dochodzi do hiatusów i ciężko jest zebrać dość materiału źródłowego do adaptacji. Przypomina to mocno sytuację HUNTER×HUNTER, choć tu dochodzi jeszcze mniejsza rozpoznawalność z powodu braku wystarczającej oryginalności. Winni są tu inni twórcy, tworzący bardzo podobne do D.Gray-mana tytuły, przez co ten tasiemiec rozpływa się między nimi, sprawiając, że mało kto się nim współcześnie zainteresuje.
Osobiście oceniam D.Gray-man jako anime 5/10. Dlaczego tak nisko? Składa się na to kilka powodów sprowadzających się do dość ogólnego stwierdzenia, że nie podeszło mi pod względem gustów. Tytuł wydawał mi się oklepany i schematyczny po wielu innych podobnych produkcjach, jakie obejrzałem (powstały one po D.Gray-manie), a do tego oglądałem to też niedługo po zakończeniu Bleacha, który też mi teoretycznie nie podszedł (dałem mu 6/10). Nie byłem też fanem obecnego w anime humoru (podobnie było w Fairy Tail), a okazjonalnie trafiały się zaniżające poziom historii fillery, choć i tak nie dorównywały one tragicznemu poziomowi fillerów z Naruto.
Innymi słowy, mogłem być podczas seansu przesycony tego typu anime i wpłynęło to na moją ocenę, ale jednocześnie wydaje mi się, że D.Gray-man zwyczajnie nie miał dla mnie do zaoferowania nic ponad to, co już widziałem. Nie oznacza to jednak, że wszyscy będą mieli podobne zdanie, bo mam znajomych, którzy wystawili oryginalnemu anime oceny 7 czy nawet 8. Istnieje duża szansa, że wam również się spodoba, dlatego polecam sprawdzić z kilkanaście odcinków pierwszego sezonu, aby wiedzieć, czy warto brnąć w to nieskończone dzieło. Ja może kiedyś dam temu anime drugą szansę, choć wątpię, by nastąpiło to przed ewentualną zapowiedzią kolejnego sezonu.
Polecam moje inne recenzje, przykładowo Wolf’s Rain lub Chrno Crusade.