AnimeRecenzje

Grancrest Senki — nieudane Kingdom?

Grancrest Senki

Grancrest Senki to anime fantasy z 2018 roku skupiające się, podobnie jak Kingdom lub Utawarerumono, na wojnach i polityce. Tytuł ten od początku chciał przedstawić nam dość unikalny świat posiadający elementy właściwie niespotykane nigdy wcześniej w anime. Mimo bycia dość oryginalną serią, to Grancrest Senki posiada pewne poważne wady, o których postaram się powiedzieć w niniejszej recenzji.

Muszę jednak już na początku zaznaczyć, że recenzja Grancrest Senki będzie różnić się od innych moich tekstów. Będzie posiadać dodatkową część spoilerową. Jest to spowodowane tym, iż nie mogę w pełni wyjaśnić wad tego anime, jeśli nie zagłębię się w poważne spoilery fabularne, w tym zakończenie. Spoilerową część oddzielę jednak od reszty recenzji, dzięki czemu osoby, które podobnie jak ja ich nie trawią, nie będą musiały się nimi martwić.

Fabuła

Grancrest Senki ma miejsce na kontynencie Atlatan, który w przeszłości był jednym wielkim ludzkim imperium. Imperator zmarł jednak dawno temu i do początku anime trwała krwawa wojna pomiędzy Fantastyczną Unią a Fabrycznym Sojuszem, które pod dowództwem dwóch wielkich rodów książęcych starały się pokonać drugą stronę i ogłosić nowego imperatora.

W świecie Grancrest Senki istnieje specyficzna magia zwana Herbami (Crest), która prezentuje się jako znajdujący się na dłoni symbol herbowy. Daje on użytkownikowi potężne umiejętności i decyduje o jego statusie. Herby można pochłaniać po zabiciu użytkownika lub zmuszając go do jego dobrowolnego oddania. Każda osoba posiadająca herb jest lordem i może stać się księciem poprzez pochłonięcie wystarczającej ilości herbów.

Jeśli kojarzy się to komuś z doświadczeniem zyskiwanym w grach poprzez eliminację wrogów, to jest to prawidłowe. Grancrest Senki przez wszystkie odcinki wydawało mi się zrushowaną strategiczną grą RPG. System herbowy, zdolności poszczególnych postaci, przebieg wydarzeń, a nawet okazjonalni bossowie bardzo mocno przypominali mi grę. Czułem się wręcz jakbym oglądał Let’s Play z perspektywy postaci, a nie gracza.

O ile Grancrest Senki skupia się na bitwach i wojnie, to jednak same potyczki nie są pokazane tak dobrze jak np. w Kingdom. Zamiast tego dużo czasu poświęca się romansowi mającemu miejsce w tle. O tym jednak w części spoilerowej.

Wracając do fabuły, na początku serii ma dojść do zawarcia pokoju między oboma stronnictwami poprzez zawarcie mariażu politycznego między zakochanymi dziećmi dwójki książąt. Obaj książęta pragną w ten sposób stworzyć Grancrest, czyli Herb Imperatora. Wydarzenie zostaje jednak przerwane przez pojawienie się Władczyni Demonów Diabolos. Zabija ona obu książąt i znika, a wojna wybucha na nowo.

Grancrest Senki śledzi losy nieznanego i słabego lorda, który znajdując się pośrodku tej wojny, pragnie tylko wrócić do swojej ojczyzny i przejąć tam władzę odbierając ją od aktualnych despotycznych władców. Z czasem zostaje on jednak uwikłany w kolejne wydarzenia, co pozwala ukazać nam przebieg całej wojny herbowej.

Grancrest Senki

Postacie

Protagonistą Grancrest Senki jest wędrowny lord o imieniu Teo. Pojawia się on pewnego dnia na drodze, gdzie śliczna czarodziejka Siluca została zaatakowana przez grupę bandytów. Przypominało mi to bardzo stereotypową sytuację, gdzie główny bohater ratuje piękną dziewczynę, która staje się członkiem jego drużyny. Tu ma miejsce to samo, tyle że to Siluca jest mózgiem operacji, który pragnie uczynić Teo wielkim lordem i ogłasza się jego lojalnym sługą, dzięki czemu nie może udać się do hrabiego, któremu była przeznaczona przez gildię magów.

Teo szybko staje się władcą niewielkiego miasta, które staje się centrum jego terytorium. Z czasem zyskuje coraz to nowych poddanych, którzy pomagają mu w wojnie przeciwko licznym przeciwnikom.

Prócz frakcji Teo obserwujemy również kilka innych osób będących reprezentantami danej frakcji. Pierwszą jest księżniczka Marrine, która zerwała zaręczyny z księciem Alexisem oraz pragnie siłą zjednoczyć cały kontynent. Drugą jest Sojusz pod przewodnictwem księcia Alexisa, będącego tak naprawdę bezużyteczną ciepłą kluchą, która tylko płacze za ukochaną i nie może sam podjąć żadnej decyzji. Trzecią jest frakcja hrabiego Villara, oraz czwarta w postaci królewicza Mirzę z Dartanii. Owy królewicz jest jedną z najciekawszych postaci, chociaż jego arogancja i upór z pewnością wywołują niechęć wielu widzów.

Wymienione postacie toczą między sobą wojnę mającą doprowadzić do zakończenia długotrwałego konfliktu. Z oczywistych powodów jest to jednak niemożliwe, bo dwie główne frakcje utrzymują względną równowagę, a do tego w obu znajdują się herbowi lordowie, którzy stoją przeciwko krwawej wojnie. Ostatecznie jednak większość postaci to dość stereotypowe osoby, które widywaliśmy w wielu fantasy.

Grancrest Senki

Oprawa audiowizualna

Pod względem audiowizualnym anime prezentuje się bardzo dobrze. Grancrest Senki posiada dość ciekawą kreskę, co widać przy wielu okazjach. Niestety okazjonalnie ukazywano nam paskudne CGI, przykładowo żołnierzy stojących za głównymi bohaterami. Mimo tego czułem się raczej usatysfakcjonowany, szczególnie w przypadku niektórych ekscytujących walk. Jedynym minusem może być krew, która momentami wyglądała dość sztucznie.

Udźwiękowienie jest również na wysokim poziomie, chociaż nie pamiętam z tego anime żadnego utworu, który jakoś wybitnie podszedłby mi do gustu. Dwa openingi i endingi wydają się dobre, lecz również nie zdawały się dla mnie jakoś specjalnie wybitne.

Grancrest Senki

Spoilerowe uwagi

Grancrest Senki to wyjątkowo dziwne anime, gdy spojrzy się na nie z szerszej perspektywy. Wydaje się grą taktyczną, w której mamy kilka walczących ze sobą frakcji. Momentami jednak dochodzi to do poziomu absurdu, szczególnie pod koniec anime. 

Zakończenie było dla mnie idealnym przedstawieniem tego, jak zakończyłaby się strategiczna gra RPG, gdyż wyglądało następująco: wielka bitwa, dochodzi do walki z finałowym bossem, który przenosi nas do innego miejsca, pokonanie finałowego bossa, powrót na miejsce, udanie się do finałowej lokacji z sojusznikami zebranymi podczas gry (lokacja to oczywiście katedra), wejście do finałowej lokacji, rozmowa z ostatnią postacią, ta daje wybór co do zakończenia, MC wybiera co jego zdaniem jest dobre, napisy końcowe i pokazanie jak wszyscy żyli szczęśliwie. KONIEC.

Grancrest Senki posiada straszny rush, który momentami bardzo mnie irytował. Widoczne jest do podczas niektórych ważnych wydarzeń, jak wojna w ojczyźnie Teo, która zamknęła się w paru odcinkach i pokazana nam została JEDNA prawdziwa bitwa, by następnie przeskoczyć cały wątek i znaleźć się u jego końca. Sam ten wątek miał potencjał na cały sezon anime, lecz postanowiono to zignorować.

Prócz rushu wielką wadą są dziury fabularne. Świat anime jest zagrożony przez demony, które kontrolują dużą część świata. W trakcie anime widzimy część z nich, lecz ich wątek nie jest nigdy mocno rozwinięty. Znajdująca się na początku anime Władczyni Demonów pojawia się jeszcze tylko raz i robi to samo co na początku – dekapituje kogoś i znika. 

Nie wiemy, kim dokładnie jest, o cholerę chodzi oraz czym jest Diabolos. Czy demony mają jakiś cel? Czy świat demonów może być odwiedzony przez ludzi? Jaki jest ten świat? Jaka jest Władczyni Demonów? Niestety, ale odpowiedzi nie poznajemy, bo w wyniku zakończenia jak za magiczną różdżką wszelkie demony rozpływają się w powietrzu i tak naprawdę mogłoby ich w ogóle nie być, gdyż nic nie dodają do historii. Jest to największy zawód w tym anime. Pomijam fakt, że pod koniec przypomniało mi się Darling in the Franxx oraz wiele innych anime, gdzie poruszano temat dawno wymarłej zaawansowanej cywilizacji i ich tajnej broni.

Podobny los spotkał również resztę świata. Wiemy, że prócz kontynentu, gdzie toczy się wojna, są przynajmniej trzy inne regiony. Zamorskie królestwo Dartania, z którego pochodzi królewicz Mirza, niejaki północny kontynent, skąd w pewnym momencie przybywa armia wikingów pod dowództwem tamtejszego króla oraz chyba inny świat władany w całości przez demony. Żaden z tych trzech regionów nie jest nam ukazany i nie wiemy o nich prawie nic. Ciężkie jest nawet do zrozumienia ich rola w przedstawionym świecie. 

Królowie północy i Dartanii posiadają herby, więc logiczne by było, że są tam inni lordowie, lecz nic na to nie wskazuje. Nie ma w anime mowy o odzyskiwaniu herbów z tych regionów, mimo że Teo od pewnego momentu zbiera praktycznie każdy herb. Mimo że Teo chyba nie musi zebrać wszystkich herbów, to te poza kontynentem nie są nawet wspominane, pomijając herby obu królów.

Niektóre wydarzenia prócz bycia zrushowanymi są dość głupio zrobione, jak zawarcie sojuszu między Marrine i Mirzą. O ile może mieć to znaczenie strategiczne, to cały ten wątek wydaje się mocno naciągany i głupi. Innym jest wojna w Haman, gdzie jedna z ważnych postaci staje do wojny z sojusznikami Teo, lecz nie wiemy, co się z nią stało.

Postać ta jakby wyparowuje. Nie ma o niej słowa. Wiadomo, że bitwę przegrała, lecz nie wiemy, czy zginęła, czy uciekła, nic. Pomijam fakt, że główne postacie mają plot armor, by nikt nigdy nie zginął. Tu jest to zresztą podwójnie głupie, bo w drużynie protagonisty jest postać, która zawsze wskrzesi poległą osobę, ale tylko jak jest jedną z głównych, bo nie dba o losowych żołnierzy.

Kolejnym elementem, który robi lekkie WTF jest postać Siluci. Od początku wiemy, że jest doświadczonym magiem znającym 6 typów magii… lecz nic to właściwie nie daje. Nie zagłębiamy się w zasady funkcjonowania magii, nie wiemy czemu to takie niezwykłe i co ona tak właściwie robiła przed służbą u księcia oraz czym się na tej służbie zajmowała. Temat gildii magów w ogóle pominę, bo prócz kilku ostatnich odcinków są oni, podobnie jak świątynia, czymś nieistotnym, ot elementem tła.

Wypisanych powyżej bzdur jest więcej np. fakt, że podczas początkowego zamachu widzimy jakiegoś rudego maga, który wydaje się jednym ze sprawców i ważną postacią, lecz przez całe anime nigdy więcej go już nie widziałem. Kim był? Co się z nim stało? O co chodzi? Nie wiadomo. Może był to współpracownik Czarnej Wiedźmy pilnujący, by zamach się udał? Może był kimś, kto chciał pomóc książętom? Nie dowiemy się tego. Prawdopodobnie miał jakąś rolę w książkach, lecz zważywszy, że to anime streściło w 24 odcinkach 10 tomów nowelki, świadczy samo za siebie.

Na koniec warto wspomnieć o wątku romantycznym, który również był dla mnie dość miałki. Ma on oczywiście miejsce między głównymi bohaterami, lecz wydaje się mocno naciągany. Siluca początkowo nie jest zainteresowana Teo, wydaje się wręcz go używać w swych matactwach politycznych, podczas gdy Teo częściowo świadomy tego traktuje ją chłodno. Po paru odcinkach wybucha jednak między nimi gorąca miłość, która zdawała się nie mieć żadnych specjalnych podstaw. Wydawało mi się to tak wymuszone i sztuczne, że do końca byłem tym lekko zirytowany. Już nawet Sword Art Online zrobiło to lepiej.

Grancrest Senki

Podsumowanie

Grancrest Senki to anime z wieloma problemami. Ogląda je się nawet dobrze, dopóki widz nie uświadomi sobie tych wszystkich problemów. W moim przypadku zacząłem odczuwać rush i jakieś dziury dopiero po kilku odcinkach, lecz im dalej, tym gorzej. Anime zdawało się mieć potencjał na przynajmniej kilka długich sezonów, lecz otrzymaliśmy zrushowane 24 odcinki ukazujące wojnę trwającą… ile właściwie? Tego nie zrozumiałem w anime. Minął chyba rok? Ale jeśli tak, to miało miejsce zbyt dużo wydarzeń. Oglądając anime, miało się wrażenie, że minęło z 5-10 lat, lecz to niemożliwe patrząc na to, iż postacie w ogóle się nie starzeją przez całą serię.

O ile zamysł anime jest bardzo dobry, to zrobiono tu mocną fuszerkę. Nie wiem, dlaczego zdecydowano się na ten ruch, lecz nie przyniosło to dobrych efektów. Anime odczuwa się jako zruszowany produkt mający w skróconej wersji opowiedzieć wojnę na ogromną skalę. Przypomina mi to trochę Heike Monogatari, lecz tamto anime, mimo że również pokazywało bardzo skondensowane wydarzenia z przestrzeni wielu lat, to tam to działało i anime oglądało się bardzo przyjemnie, podczas gdy tu przez wiele odcinków panowała nuda.

Altruistyczne zachowanie Teo udającego generycznego dobrego bohatera z gier JRPG było zniechęcające i sztuczne, a Siluca z dość interesującej postaci, która jako czarodziejka mogła prowadzić rozwiniętą grę polityczną, mającą na celu przyniesienie jej ogromnych korzyści, stała się typową bohaterką istniejącą tylko po to, by pomagać protagoniście. Pomijam już to, że wiele wydarzeń w trakcie seansu wydawało mi się wymuszone.

Ostatecznie oceniłem Grancrest Senki jako anime 6/10, lecz niewiele brakowało, bym dał niższą ocenę. Bardzo zawiodłem się na tym tytule, głównie dlatego, że oczekiwałem czegoś znacznie lepszego. Zamiast tego otrzymałem skondensowaną w 24 odcinkach opowieść wojenną, która powinna trwać z dekadę, do tego przypominającą Let’s Play taktycznej gry RPG.

Grancrest Senki mógłbym polecić osobom, które nie mają wielkich oczekiwań do anime. Jako anime polityczne i wojenne nie ma najmniejszego porównaniu do takich tytułów jak Kingdom, Utawarerumono czy Genjitsu Shuugi Yuusha. Jeśli jednak ktoś nie szuka przemyślanych intryg politycznych, skrupulatnie zaplanowanych taktycznie bitew oraz czegoś, co mógłbym nazwać intrygującą powieścią, to nie jest to anime dla niego. Lekkie gore i widowiskowe walki to jedyne, co to anime robi dobrze. Ma ładną szatę, ale nie jest jej godne.

Na koniec chciałbym jeszcze wspomnieć, że Grancrest Senki doczekało się kilkutomowej mangi, która została wydana w naszym kraju za sprawą wydawnictwa Dango pod tytułem Kroniki wojny o Wielką Pieczęć. Manga ma 7 tomów, więc jak ktoś woli, to może zapoznać się z historią poprzez jej lekturę. Prawdopodobnie nic się przy tym nie straci, lecz przynajmniej w oczy nie będzie kłuło słabe CGI.

Polecam moje inne recenzje, przykładowo Windaria oraz Hataraku Maou-sama!.

TheMrEmperror

Naczelny recenzent Strefy mający na koncie tysiące tytułów.

5 1 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments