Kimizero, czyli co jest nie tak z rom-comami?
Wśród setek serii produkcji japońskiej możemy znaleźć tytuły otagowane jako romans i komedia, czyli dobrze nam znane rom-comy. Jednakże wielu potencjalnych widzów odpycha taki dobór gatunku. Dlaczego?
Dzisiaj ten temat rozwinę, wykorzystując do tego serię z sezonu Jesień 2023, Keikenzumi na Kimi to, Keiken Zero na Ore ga, Otsukiai suru Hanashi, czyli skrótowo Kimizero. Jest to seria, która niezbyt mi się podobała i właśnie na niej dobrze widać bolączki rom-comów. Będzie trochę spoilerów, ale postaram się je ograniczyć.
Klasyczek
Może sobie powiedzmy, o co w ogóle chodzi w tej serii. Ryuto Kashima jest typowym nastolatkiem-nerdem, który uwielbia grać i oglądać streamy. Podoba mu się dziewczyna z jego klasy, niejaka piękność o imieniu Runa Shirakawa (nazywana też Luną, nie wiem które imię jest poprawne XD). W wyniku przegranej gry ze swoimi przyjaciółmi, Ryuto musi wyznać miłość Runie. Ta nieoczekiwanie przyjmuje wyznanie i można rzec, że zostają oficjalnie parą.
Każdy tego chce
Po szkole nasza świeżutka para idzie razem do domu Runy. A ta pierwsze co, to się… rozbiera. Normalnie zabrakło tagu ecchi. Nie no, a tak na serio, to mimo swoich dewiacji, Ryuto przemawia jej do rozsądku, że nie powinno się na pierwszym spotkaniu przechodzić do tego. Runa jest tym zdziwiona, bo każdy swój poprzedni związek zaczynała od kurestwa. To jest jeden z głównych wątków tej serii – nic na siłę, czyli jebanko będzie, jak będą oni czuli, że to już pora.
Każdy ma tu borderline
Inną ważną postacią w tej serii jest Maria Kurose. Już pomijam, co ją łączy z Runą; po prostu jest i kocha się w Ryuto. I tu się zaczyna zonk, w wyniku którego mamy chyba cztery rozstania Ryuto i Runy. Runa okazuje się postacią wrażliwą, która po prostu nie chce być dla kogoś przeszkodą, ale i również ceni sobie wierność. Tymczasem Maria po jakimś czasie obiera podobną strategię i nagle chłoptaś zostaje sam. Z jednej strony to wszystko jest zrozumiałe, ale z drugiej strony trochę zaczynała irytować kolejna informacja w zapowiedzi następnego odcinka o tym, że Ryuto i Runa znowu zerwali.
Wszystko na jedno kopyto
Wróćmy sobie do pytania z tytułu artykułu. Zacznijmy od tego, że 80% rom-comów jest po prostu taka sama. Popularna dziewczyna i chłopak nerd? Było i to wiele razy. Inna dziewczyna, nie wiadomo skąd, zakochana w protagoniście? Też było. Już nawet nie mówię o cechach wspólnych większości romansu – dla przykładu odcinek plażowy/basenowy, czy festiwal. Można wymieniać tak w nieskończoność.
Fabuła
No dobra, ale fabułę trzeba jakoś poprowadzić. Jakieś ciekawe wydarzenia, rozwinięcie relacji pary… A gdzie tam! Klepiemy to, co wszędzie, jeszcze w dodatku prowadzimy fabułę tak, że oglądający ma odruchy wymiotne, widząc kolejny odcinek, w którym bohaterowie odwalają jakieś debilizmy… Nawet nie będę tego komentował. W Kimizero dobrze to widać.
Perełki
Nie będę już taki zły dla tego gatunku. Są rom-comy, które są fajne i które przyjemnie się ogląda: dla przykładu Horimiya, The Angel Next Door Spoils Me Rotten, The Quintessential Quituplets i wiele innych. Te akurat wymienione odstają od reguły, oferując nam ciekawą i nietypową historię, którą jesteśmy w stanie obejrzeć w ciągu jednego weekendu. Nawet jeśli pojawiają się stałe elementy rom-comów, to lepiej się tam wpasowują i zachęcają do dalszego oglądania.
Podsumowanie
Siedzę tak, czytam moje wypociny jeszcze raz (które są bezsensownym składem słów) i się zastanawiam „Jaki, do cholery, jest sens opisywania tandetności rom-comów, skoro każdy wie, jak to jest?!” Nie wiem, może kogoś zainteresowałem tym Kimizero (ale raczej nie polecam oglądać), może po prostu chciałem dać upust swoim emocjom. Nie wiem.
Jeśli chcecie obejrzeć jakieś nietypowe romanse, to zajrzyjcie do mojej listy.