Manga i anime w Polsce – skąd się to wzięło? Felieton oby cykliczny.
Wstęp
Wyobraźcie sobie taką scenę, że gdzieś tam spod ziemi wygrzebała się skamielina jakiegoś dziwnego dinozaura i po odkrztuszeniu pyłu, ryknęło głośne UWUUU! No może nie „UwU”, ale „miaoo”. I ta skamielina postara wam się przybliżyć, jak to było, kiedy nic nie było. Ale serio, nic nie było. Domyślam się, że dla większości opisywane przeze mnie wydarzenia czy sytuacje mogą być czysto abstrakcyjne, ale hej, drogi mangoludku, czy ty wiesz, skądżeś się wziął?
Zaczynałem być fanem mangi i anime w czasach, kiedy nawet nie wiedziałem, co to jest. Powiecie mi, że wielu z was też, ale jednak obecnie japońska popkultura jest znana przynajmniej w swojej ogólnej formie. Zapytasz randoma co to, to odpowie Ci, że to te chińskie bajki; wiedząc plus minus co to, skąd to i jak to się je. Ja natomiast zaczynałem w miejscu, gdzie nikt nie wiedział co to, poza tym, że to chyba japońskie. Wiedza na ten temat była kompletnie zerowa. Oczywiście anime pojawiało się w ówczesnej telewizji polskiej, ale nikt nie wiedział, że to jest właśnie to i z czym się to wiąże. Mang na tamten okres nie było w ogóle. Żadne polskie wydawnictwo nie istniało.
Prehistoria
Pierwsze znane anime w Polsce sięgało komuny i Stanu Wojennego. W telewizji poza mało sympatycznym generałem królował miś Kolargol i japońska kreskówka Załoga G. A raczej „Wojna planet”; oryginalny tytuł to „Kagaku ninja tai Gatchaman”. Był to serial z mechami typu super sentai z 1974 roku, taki prekursor „Power Rangers”, który w tamtych latach był niesamowicie popularny. Ktoś tam może dodać jeszcze „Pszczółkę Maję” i parę innych tytułów, ale generalnie tego nie traktujemy jako anime z tego względu, że były to koprodukcje francusko japońskie, produkowane na zlecenie tych pierwszych, przy sporym udziale tych drugich. Także tak, ale nie.
Przewińmy nieco czas. Następują wczesne lata 90 XX wieku, Polska zaczyna borykać się z transformacją ustrojową, jednak dzięki temu otwierają się nowe rynki, a telewizja przestaje mieć „aż” trzy kanały. Dzięki coraz bardziej dostępnym zestawom do telewizji satelitarnej część szczęśliwców może oglądać Polonię 1. Na tamten czas była to włoska stacja nadająca w języku polskim. Było tam też kilka starszych tytułów anime, takich jak „Yattaman” (time bokan z dziwnymi mechami), „Gigi” („Dashu Kappei” – anime o koszykówce, ze wczesnymi wstawkami ecchi), „Sally Czarodziejka” („Mahō-tsukai Sarī”), „W królestwie Kalendarza” („Yattodetaman” – kolejny time bokan), czy „Kapitan Jastrząb” („Kyaputen Tsubasa” – lub po prostu „Kapitan Tsubasa” – anime o piłce nożnej).
Nadal jednak nie wiemy, że to anime. To określenie zwyczajnie nie funkcjonuje w języku polskim. To są nadal jedynie japońskie dziwne kreskówki. Jedni je uwielbiają, inni wręcz przeciwnie. Po drodze mamy jeszcze kilka tytułów w telewizji polskiej – w 1991 kolejna francusko/japońska koprodukcja „Ullyses 31”, znana po prostu jako „Ullyses”, emitowana w telewizyjnej 2, w 1993 na raczkującym Polsacie pojawiają się „Wojownicy Maris” („Zillion – Akai Kōdan Jirion”) – stosunkowo świeża seria, raptem z 1987 roku.
Era Secret Service
Rok 1993 jest niezwykle ważną datą dla czegoś, co możemy nazwać podwalinami fandomu. A dokładnie 16 marca 1993 roku, kiedy to wychodzi pierwszy numer komputerowego pisma „Secret Service”. Ale co ja wam tu o pismach komputerowych, gdzie wywód jest o początkach anime? Ano właśnie tak się złożyło, że to dzięki prasie komputerowej zaczęły kiełkować zalążki jakiejkolwiek wiedzy na temat mangi i anime.
Dodajmy więc kontekst historyczny. Mamy początki wolnej Polski, w końcu bez większych przeszkód możemy wyjeżdżać za granicę. Czemu to ważne? No wcześniej była komuna i nie mogliśmy. Mamy początki boomu technologicznego, to co znamy dzisiaj: brak granic w UE, powszechny internet wszędzie za grosze, czy ogólna cyfryzacja – to była wtedy fantastyka oglądana w Star Treku. Tak więc mamy raczkującą gazetę komputerową, która chce być konkurencyjna na rynku wśród wielu obecnych ówcześnie tytułów. A żeby taką być, trzeba zacząć jeździć na imprezy branżowe na zachód, który poza technologią znał wiele rzeczy, takich jak znaczenie bliskich naszym UwU serduszkom słów: MANGA i ANIME.
A jak to było i co było dalej? O tym napiszę wam następnym razem, jeśli to, co teraz przeczytaliście, wam się spodoba.
Rocznik 85. Tak jak kolega pamięta Polonię 1 jako „dostawcę chińskich bajek” lub „że to chyba nie było włoskie”. Lubie kilka nowych tytułów ale obecnie dużo większą frajdę sprawia mi powrót właśnie do P1. Oglądanie klasyków (w planach mam Attacker You – Pojedynek Aniołów) oraz remake’ów starych serii (zaliczony Yatterman i nowe serie Capitana Tsubasy). Podczas konwentów i eventów szczecińskich uwielbiam tworzyć kahoota (quizy) i prelekcje o P1 (oraz o starych grach) by pokazać jaki był „świat anime” w latach 90.
Pozdro dla „sentymentalsów” Bardzo miły tekst 🙂