Granice cielesności i absurdu – świat Shintaro Kago
Shintaro Kago urodził się w Tokio w 1969 roku. I w zasadzie trudno powiedzieć o jego życiu cokolwiek pewnego. Chroni swoją prywatność i w wywiadach unika rozmów o sprawach osobistych. Na podstawie kilku półprawd można z pewnym prawdopodobieństwem przyjąć, że jego fascynację sztuką rozbudził ojciec – malarz olejny (choć sam Kago twierdził również, że stracił rodziców w szkole podstawowej, kradł od piątego roku życia, a dziewictwo utracił w wieku zaledwie kilku lat).

W młodości jego poczucie humoru kształtowała telewizja, zwłaszcza powtórki Latającego Cyrku Monty Pythona z japońskim dubbingiem. W szkole dołączył do klubu mangowego, gdzie z przerażeniem odkrył, że historie rysowane przez innych członków są zbyt lekkie i radosne. Uznał wówczas, że gdyby tylko dostał szansę, szybko potrafiłby je „ulepszyć”.

Jako mangaka zadebiutował stosunkowo młodo – w 1988 roku, w magazynie Comic Box. Wcześniej był już rozpoznawalny w środowisku japońskiego undergroundu, lecz na publikację pierwszego samodzielnego albumu musiał czekać aż dziesięć lat. Powód był prosty: poruszana przez niego odpychająca tematyka (scat, splatter, seksualny absurd) nie zaskarbiła mu wielu czytelników (mimo że dziś uchodzi za twórcę kultowego, a jego grafiki oferowane są przez domy aukcyjne), a żaden wydawca nie chciał ryzykować publikacji potencjalnie skandalizującej pracy, której nikt mógłby nie chcieć kupić.

Obecnie Kago jest jednym z najbardziej znanych artystów nurtu ero-guro (łączącego sceny erotyczne z naturalistycznie przedstawioną przemocą). Publikuje zarówno krótkie historie, jak i obszerne zbiory opowiadań oraz samodzielne tomy.

W jego mangach surrealistyczne opowieści, przedstawiające absurdalne sytuacje jako element codzienności, mają tendencję do gwałtownego zwrotu ku treściom skrajnym i odpychającym. To zwykle portret przemocy – wysoko stylizowanej, często przywodzącej na myśl kino eksploatacyjne, zarówno wschodnie, jak i zachodnie, takie jak niesławny Nekromantik czy Tetsuo: Człowiek z żelaza.
Na jego rysunkach pojawiają się zdeformowane, rozcięte ciała, odchody i płyny ustrojowe, często połączone z groteskowo ujętym erotyzmem, miejscami ocierającym się o pornografię. Układ tych elementów nigdy nie jest przypadkowy – Kago celowo konstruuje obrazy tak, by wywoływały w odbiorcy jak największe uczucie odrazy.

Jego prace mają często wymiar satyryczny i utrzymane są w tonie czarnego humoru – tego najczarniejszego z czarnych, drwiącego z wierzeń, norm i tabu społecznych. Artysta podważa kulturowe wzorce funkcjonujące w społeczeństwie japońskim. W wywiadach otwarcie przyznaje, że nie istnieje tabu, którego nie można by wyśmiać. Z żalem stwierdza jednak, że współcześnie wiele tabu zanika, co ogranicza mu pole do żartów. Mimo to pozostaje optymistą: kultura, dopóki jest żywa, ulega zmianom – a wraz z nimi pojawiają się nowe granice, które można przekraczać i wyśmiewać w imię szoku, transgresji i czarnego humoru.

Można zapytać: o co właściwie chodzi w jego sztuce? Czy pod warstwą ekskrementów, wnętrzności i rozbuchanej seksualności kryje się jakieś przesłanie?
Nie sposób jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie.
Kago często sam sobie przeczy w wywiadach. W rozmowie z Vice z 2008 roku (jednej z nielicznych anglojęzycznych) stwierdził, że sceny seksualne umieszcza jedynie wtedy, gdy kończą mu się pomysły na fabułę i trzeba „zapchać” kilka stron. Kilka lat później wyraził opinię przeciwną – że lubi erotykę i że jego mangi dzięki niej zyskują. W tym samym wywiadzie dla Vice poważnie przyznał, iż wprowadził tematykę skatologiczną, bo nikt znany jej wcześniej nie poruszał, więc łatwiej mógł się wyróżnić – a przy okazji mu za to płacono. W innych wypowiedziach jednak mówił, że ekskrementy to najtańszy i najłatwiej dostępny „shocker”, więc dlaczego by z niego nie korzystać?

Jednego jest pewien – konsekwentnie podkreśla, że uwielbia czarny humor i kocha splatter. Wiadomo także, że inspiracją są dla niego dzieła Katsuhiro Otomo, Fujiko Fujio, Salvadora Daliego oraz filmy Davida Cronenberga.
Jaki więc jest sens jego twórczości? (Swoją drogą Kago nie uważa się za artystę – podkreśla, że to odbiorca decyduje, co jest sztuką, a co nią nie jest). Być może jej znaczenie jest równie enigmatyczne, jak sens życia według Monty Pythona. A może po prostu sens zawiera się w liczbie 23.
Kago to także artysta eksperymentujący. W swoich pracach bawi się układem paneli, kompozycją stron, obecnością lub brakiem tekstu, a także sposobem przedstawiania ludzkiej sylwetki i kontekstami, w jakich się pojawia.

O ile w przypadku Suehiro Maruo w Polsce ukazała się jedna z jego łagodniejszych historii, o tyle trudno spodziewać się w najbliższym czasie tłumaczeń dzieł Shintaro Kago. Powodem nie jest tylko obawa przed skandalem medialnym (choć polski rynek zna przecież popularnego „shockera” 177013), lecz przede wszystkim wątpliwa opłacalność takiego przedsięwzięcia. Twórczość Kago jest nie tylko szokująca, lecz również celowo odpychająca. Obrzydzenie i odraza to emocje, które artysta zamierza wywołać u odbiorcy.

Mimo że manga i anime weszły już do mainstreamu (dla porównania: sprzedaż pierwszego tomu Hanako, duch ze szkolnej toalety przekroczyła w Polsce 100 000 egzemplarzy, podczas gdy średni nakład książki wynosi od ok. 300 dla publikacji naukowych do 3000 dla beletrystyki), polski rynek wciąż pozostaje zbyt mały, by znaleźć odbiorców dla transgresyjnych eksperymentów nieznanego szerzej artysty. Wielka szkoda – ponieważ obecnie jedynym sposobem zapoznania się z jego twórczością są skanlacje lub indywidualny import tomików z Zachodu (niektóre z jego prac, m.in. Fraction i Anamorphosis, przetłumaczono na francuski, a Brain Damage na angielski) bądź bezpośrednio z Japonii.


Dwie różne mangi rysowane przez tego samego człowieka.
Nie jest jednak wykluczone, że jedna z jego przystępniejszych prac – utrzymana w klimacie surrealistycznego science fiction Super-Conductive Brains: Parataxis (超伝脳パラタクシス) – mogłaby kiedyś ukazać się w Polsce.
