Anime World – Jak nie dać się oszukać
Anime World to miała być ambitna inicjatywa – projekt, który na początku skupiał się na tworzeniu lektora IVO do bajek. Ale z czasem postanowili pójść krok dalej: stworzyć zbiorczą stronę do oglądania anime online, również tych z napisami. W tym celu próbowali przekonywać różne grupki tłumaczeniowe, żeby wrzucały swoje prace na ich platformę. Idea nawet ciekawa. A co z wykonaniem? No cóż, zaraz się przekonacie.
AKT 1
Na ich Discordzie znajdziecie kanał o wdzięcznej nazwie „Informacje Kawiarni”. Pod tym niewinnym szyldem kryje się sekcja premium. Co tam oferują? Ano, za opłatą dostaniecie czasowy dostęp do kanałów, na których można:
- zyskać wcześniejszy dostęp do nowych serii,
- poprosić, żeby dodali lektora (czyli Ivonę) do wybranego anime.
Na pierwszy rzut oka nic kontrowersyjnego. ALE! I tu wchodzi pytanie za milion: czy tłumacze wiedzą, że ich ciężka praca (napisy) jest monetyzowana w taki sposób? Bo Ivona, którą dorzucają do tych serii, opiera się przecież na tłumaczeniach tych właśnie grup. Czysty biznes na cudzej pracy, co nie?
A to dopiero początek. Szykujcie popcorn, bo kolejny akt tego dramatu zapowiada się jeszcze lepiej.
AKT 2
No to przechodzimy do konkretów – mięso, na które wszyscy czekali. Co tak naprawdę dostajemy po wykupieniu tego magicznego premium?
Na pierwszy rzut oka wszystko zgodnie z obietnicami: wcześniejszy dostęp, Ivonka do serii na żądanie. Ale tutaj zaczyna się cała zabawa, bo oprócz tego…
Dostajemy „bajki” dostępne WYŁĄCZNIE w strefie premium. I nie chodzi tu o jakieś świeżynki, gdzie ostatni odcinek dopiero co się pojawił. Nie, nie, moi drodzy. Mówimy o seriach, które zostały skończone kilka dobrych miesięcy temu. Na darmowej strefie znajdziecie tylko część odcinków, a pełne sezony są schowane za paywallem. Więc wyobraźcie sobie: zaczynacie oglądać, wkręcacie się w historię, a tu BACH! „Chcesz wiedzieć, co dalej? Zapłać.”
Śmieszne, jak skutecznie można naciągać ludzi na kasę, prawda? A wszystko to na fundamentach cudzej pracy – bo przypomnijmy, że napisy i tłumaczenia to dzieło niezależnych grupek. Szczyt biznesowego geniuszu czy po prostu skok na kasę? Odpowiedź zostawiam wam.
A jakby tego było mało, to mamy wisienkę na torcie: całe serie dostępne WYŁĄCZNIE w strefie premium. Tak, dobrze czytacie. Nie ma ich ani w strefie darmowej, ani nigdzie indziej na stronie. Chcesz obejrzeć? To portfel w dłoń. I nie, nie są to żadne nowe tytuły, które dopiero co wpadły na platformę – to pełnoprawne, skończone serie, które z niewiadomych powodów zostały zamknięte za paywallem.
Zaczyna się to robić coraz ciekawsze, prawda? Coś, co miało być platformą dla fanów i pasjonatów, zamienia się w systematyczne wyciskanie kasy. Zastanawia tylko, ilu ludzi faktycznie to kupuje i ile z tych pieniędzy trafia do rąk tych, którzy naprawdę włożyli w to pracę. No cóż, wygląda na to, że „Anime World” to bardziej świat subskrypcji i paywalla niż świat fanów.
Oczywiście, to jeszcze nie koniec. No bo czemu poprzestać na cudzych napisach, skoro można iść na całość? Wjeżdżają więc reuploady zdubbingowanych serii dostępnych na Netflixie czy Maxie. Tak, dobrze słyszeliście. Już nawet nie chodzi o amatorskie projekty – lecą z contentem, który normalnie znajdziecie na największych platformach streamingowych.
I co najlepsze? To nie zawsze jest anime! Tak, w tej całej akcji „Anime World” nawet nie trzyma się swojego własnego konceptu, bo po co się ograniczać, skoro można wrzucić wszystko, co przyciągnie ludzi? Wygląda na to, że jak tylko coś da się zmonetyzować, to trafi do ich magicznej strefy premium. No bo przecież „dlaczego nie?”, prawda?
AKT 3
„Anime World” uwielbia kreować się na super przyjaznych dla fansubowych grup. Pod seriami często znajdziecie podpisy tłumaczeń, linki do stron czy Discordów grup tłumaczeniowych. Brzmi fajnie, prawda? Ale czy tak jest zawsze? Oj, nie, nie, nie.
Kreatywne podpisy tłumaczeń
Zamiast uczciwego przypisania pracy tłumaczy, trafiają się prawdziwe perełki:
- „Tłumaczenie: Animesub.info” – co to w ogóle ma być? Strona, baza danych, a nie żaden tłumacz.
Brak podpisu – jedyne, co widzisz, to sucha informacja o uploadzie. Zero wzmianki o autorach napisów. - Reuploady z Animaka
Do tego trafiają się reuploady z nieśmiertelnego Animaka – a kto pamięta, czym to było, ten wie, jaka tam była jakość. - „Tłumaczenie: Nyaa”
I tu dochodzimy do wisienki na torcie. „Tłumaczenie: Nyaa.” Ktoś może pomyśleć, że to jakiś tłumacz o tak wdzięcznym pseudonimie. Niestety, prawda jest dużo bardziej… kreatywna. Chodzi o nyaa.si – słynną stronę z torrentami. Takie „tłumaczenie” pojawia się, kiedy seria jest zaciągnięta z innych platform streamingowych.
Tak więc podsumujmy na szybko, co mamy: udawanie transparentności i przyjaźni wobec społeczności, podczas gdy za kulisami leci przekręt za przekrętem. Tyle w temacie ich „szacunku” dla grup tłumaczeniowych.
Dla spragnionych dorzućmy jeszcze strefę hentai, bo przecież gdzieś trzeba dobić brakującą widownię, prawda? I co tam znajdujemy? Oczywiście perełkę: tłumaczenia podpisane tak, jakby należały do samego „Anime World”.
Ale co jest najgorsze? „Anime World” kradnie napisy od grup bez ich zgody, wymazując ich znaki wodne i udając, że mają zgodę na wykorzystanie tych tłumaczeń. A co najlepsze? Cały ten proceder odbywa się wyłącznie w strefie premium, gdzie zarabiają na cudzej pracy, udostępniając to tylko tym, którzy zapłacą.
AKT 4
Zdecydowałem się porozmawiać z właścicielami „Anime World”, aby skonfrontować ich z zarzutami, które wcześniej przedstawiłem. Niestety, rozmowa odbyła się na voice czacie, którego nie nagrywałem, więc nie mam możliwości potwierdzenia ich słów. A to, co powiedzieli, to seria wymówek i absurdów, które tylko potwierdzają, że ciężko im wziąć odpowiedzialność za swoje działania:
- Seria tylko za hajs? „Bo zapomnieliśmy!”
Na pytanie, dlaczego niektóre serie są dostępne tylko w strefie premium (w tym te, które zostały dawno ukończone), odpowiedzieli, że:
„Zapomnieliśmy i nie mamy tylu uploaderów, żeby wrzucić to na strefę publiczną.” - Kiedy zwróciłem uwagę, że przeniesienie plików z jednego dysku Google na drugi zajmuje chwilę i nie wymaga uploaderów, dorzucili kolejną wymówkę:
„Bo wrzucamy też na inne serwisy.”
Problem w tym, że to bzdura – według ich własnych słów, wrzucali na inne serwisy jedynie na początku działalności. Obecnie wszystkie materiały lądują na dysku, więc ta wymówka nie ma sensu. - A kiedy zapytałem, jakim cudem nowe odcinki udaje się regularnie uploadować, usłyszałem coś jeszcze bardziej absurdalnego:
„Bo mamy presję na wychodzące tytuły.”
Czyli wrzucenie archiwalnych serii wymaga więcej wysiłku niż bieżące dodawanie nowości? - Netflix i pirackie treści? „Bo inni też to robią.”
Zapytałem, dlaczego wrzucają serie z Netflixa i innych platform VOD. Ich odpowiedź?
„To i tak jest spiracone i dostępne w necie.”
Świetna logika – skoro ktoś inny kradnie, to oni też mogą. Zamiast przyznać, że to nie jest w porządku, zasłaniają się tym, że skoro inni tak robią, to i oni mają do tego prawo. - Kradzież napisów od Mioro? „Ale my pytaliśmy o odcinki.”
W odpowiedzi na zarzut o kradzież tłumaczeń od grupy Mioro podparli się screenem rozmowy, w której ich członek pytał jednego z administratorów Mioro o zgodę na wykorzystanie trzech odcinków, których rzekomo brakowało. Problem w tym, że finalnie wrzucili całą serię od Mioro, na co zgody już nie mieli. Kiedy administrator Mioro dowiedział się o tym i zażądał usunięcia materiałów, „Anime World” najpierw próbowało zasłaniać się tym jednym screenem, jakby to załatwiało sprawę. Dopiero po kolejnej interwencji łaskawie usunęli materiały.
Podsumowując
„Anime World” to prawdziwy majstersztyk w zarabianiu na cudzej pracy, sprytnie schowany pod płaszczykiem „fajnego projektu szanującego grupy fansuberskie”. Z pozoru pełna kultura: współprace, zgody, podpisy pod tłumaczeniami. Niestety rzeczywistość jest zdecydowanie mniej kolorowa.
Wykorzystują ciężką pracę grup fansubberskich i piracą treści, udając, że wszystko jest w porządku. Spoiler: nie jest. A kiedy ktoś zdecyduje się zakończyć współpracę, to musi dostarczyć im linki do odcinków, które mają usunąć. Zamiast wziąć odpowiedzialność, wolą zrzucić ją na innych. Grupy takie jak Frixy, Szisza, Lycoris Cafe i inne, które zaufały „Anime World” i dały im swoje zgody, są teraz wykorzystywane. Anime World zarabia na ich pracy, jednocześnie udając, że wszystko jest „współpracą”.
Co więcej, nie tylko bazują na ich pracy, ale też:
- wrzucają treści z Netflixa i innych VOD, tłumacząc to tym, że „inni też tak robią”,
- udostępniają serie w strefie premium, tłumacząc brak ich obecności w darmowej strefie „presją na nowe tytuły” lub brakiem uploaderów,
- kradną napisy od grup takich jak Mioro, wymazując znaki wodne i wrzucając je bez pełnej zgody – a później próbują się zasłaniać wyrwanymi z kontekstu screenami.
To wszystko sprawia, że „Anime World” zamiast szanować społeczność, na której bazują, po prostu ją wykorzystują. Wyciągają kasę z cudzej pracy, a kiedy przychodzi co do czego, chowają się za wymówkami i pseudo-usprawiedliwieniami.
Jeśli ktoś wciąż wierzy, że „Anime World” działa w dobrej wierze, wystarczy spojrzeć na ich działania – hipokryzja w najczystszej postaci.
~ Autor: LEVIA†AN לִוְיָתָן