Święta? To czas na Anime!
Czytając tytuł tego artykułu, pewnie się zastanawiacie, czego będzie dotyczył ten artykuł. Otóż chciałbym wam zaprezentować anime, na które mogliście nie mieć czasu, a w trakcie świąt możecie sobie pozwolić na obejrzenie paru(nastu) serii.
Tytuły przedstawione w tym artykule są jednymi z tych, które mnie urzekły. Pojawią się tu zarówno starsze, jak i nowsze serie, ale każda z nich ma w sobie to coś!

Toradora!
Anime zadebiutowało w 2008 roku, jednak mimo upływu lat wciąż pozostaje godną polecenia propozycją — nie tylko dla fanów romansów. To jedna z tych serii, które starzeją się zaskakująco dobrze, głównie dzięki skupieniu na relacjach między bohaterami, a nie chwilowych trendach.
Na osobną uwagę zasługuje opening, który szybko wpada w ucho i idealnie oddaje klimat historii. Zdecydowanie nie warto go pomijać — istnieje spore ryzyko, że zakochacie się w nim już po pierwszym odcinku.

Grand Blue
Jest zima, za oknem mróz i szarość, a letni klimat wydaje się wyjątkowo odległy. Jeśli brakuje ci słońca, plaży i zimnego piwa w dłoni, istnieje idealny sposób na chwilową ucieczkę od zimowej rzeczywistości. Tym sposobem jest Grand Blue.
To anime, które z przymrużeniem oka reklamuje się jako seria o… nurkowaniu. W praktyce jest to jednak jedna z najbardziej zwariowanych komedii ostatnich lat, pełna studenckich wybryków, absurdalnego humoru i niekończących się imprez. Letni klimat bije z ekranu niemal w każdym odcinku, skutecznie rozgrzewając nawet w środku zimy.

Angel Beats!
To anime raczej nie jest obce weteranom gatunku — w końcu ma na karku już około 15 lat. Dla „starych wyg” to tytuł wręcz kultowy, jednak dla nowszych odbiorców, zwłaszcza tych, którzy swoją przygodę z anime rozpoczęli po dobrze znanych wydarzeniach z 2020 roku, może pozostawać zupełnie nieznany.
A szkoda, bo mówimy o prawdziwym wyciskaczu łez. Serii, która potrafi złamać serce, a chwilę później poskładać je na nowo, zostawiając widza z emocjami na długo po napisach końcowych. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji jej obejrzeć, świąteczny okres to idealny moment, by nadrobić tę zaległość.

Soul Eater
Jesteś fanem Fire Force? W takim razie warto sięgnąć po Soul Eater, który stanowi bezpośrednią kontynuację uniwersum — choć niekoniecznie w formie, jakiej można by się spodziewać. Akcja serii rozgrywa się kilka tysięcy lat po wydarzeniach znanych z Fire Force.
Czy oba anime są do siebie podobne? Niekoniecznie. Różnią się klimatem, stylem narracji i podejściem do świata przedstawionego. Sam autor potwierdził jednak, że obie historie dzieją się w tym samym uniwersum, co otwiera pole do poszukiwania drobnych smaczków i nawiązań dla uważnych widzów.

Maou-sama, Retry!
W końcu coś dla fanów (nie)typowych isekai. Maou-sama, Retry! to seria, w której zamiast klasycznego „zwykłego bohatera” trafiającego do innego świata, protagonista… staje się własną, kompletnie OP postacią z gry. Półbóg? Demon? A może po prostu dobrze zaprojektowany build? W tym przypadku granica szybko się zaciera.
Co ciekawe, anime powstało jeszcze zanim motyw „wcielenia się w postać z gry” stał się isekai’owym standardem. Z tego powodu śmiało można uznać je za jednego z protoplastów tego typu historii. Choć nie wszystko tu działa idealnie, seria nadrabia klimatem, humorem i specyficznym podejściem do gatunku.

Tonikaku Kawaii
Zima sprzyja romansom, ale żeby od przypadkowego spotkania przejść od razu do małżeństwa? Brzmi jak gruba przesada — i dokładnie tak na pierwszy rzut oka wygląda to anime. Początkowo można odnieść wrażenie, że twórcy kompletnie przesadzili z tempem wydarzeń, serwując widzowi relację, która zaczyna się tam, gdzie większość historii dopiero się kończy.

Kakushigoto
Kakushigoto to niezwykle piękne i subtelne anime, opowiadające historię ojca i córki, którzy po bolesnej stracie próbują na nowo odnaleźć siebie i swoje miejsce w codzienności. To seria skupiona na relacjach, emocjach i rzeczach, których nie zawsze da się wypowiedzieć wprost.
Sekrety są tu skrzętnie ukrywane aż do samego końca, a ich stopniowe odkrywanie — najlepiej na własną rękę — stanowi jedno z najmocniejszych doświadczeń, jakie oferuje ta historia. To właśnie ten element sprawia, że Kakushigoto zostaje w pamięci na długo po seansie.

Gabriel Dropout
Na sam koniec coś czysto komediowego — idealnego na poprawę humoru. Siedzisz w domu, nic ci się nie chce i odkładasz wszystkie obowiązki „na jutro”? W takim razie doskonale dogadasz się z Gabriel.
Ta seria w krzywym zwierciadle pokazuje lenistwo, prokrastynację i słodkie obijanie się, z którymi aż za łatwo się utożsamić. Ostrzegamy jednak: po seansie możesz poczuć nieodpartą chęć, by samemu zamienić się w roladkę pod kocem i nie ruszać się z łóżka przez resztę dnia.
Idealne anime na reset głowy i solidną dawkę śmiechu.

Zakończenie
Dziękuję za przeczytanie mojego artykułu. Lista anime, którą przedstawiłem, jest czysto subiektywną opinią o seriach, które warto nadrobić na święta (jak ich nie oglądaliście). Nie dawałem takich oczywistości jak Demon Slayer, czy Boku No Hero Academia. Jak bym miał podać serie, które ja bym polecił, bo są dla mnie perełkami, to No Game No Life czy Steins; Gate pojawiłoby się w pierwszej kolejności.
Jak masz jakieś tytuły, które polecasz, to podziel się w komentarzu. Może komuś pomożesz ze znalezieniem perełki czy nawet nowej ulubionej serii anime.
